czwartek, 5 października 2017

Jesienna nostalgia





                               Jesienna nostalgia

   
Wrzesień minął w ekspresowym tempie... Nawet nie wiem kiedy. Masakryczne jest to, że nad wodą byłem może ze dwa, trzy razy. To jakiś koszmar.., mój ulubiony wędkarsko miesiąc i uciekł bezpowrotnie. Oczami wyobraźni widziałem te szczupaki, okonie, sandacze, które przeczuwając nadchodzącą jesień żwawo ruszyły na żer... Czułem na pod skórą chłód poranków a w nosie zapach namiękniętej ziemi, grzybni i deszczu. 

Tymczasem tkwiłem zabetonowany w gorzkiej, monotonnej i neurotycznej codzienności. Praca, dom, obowiązki, robótki domowe itd.
Czasami tylko, późnym wieczorem, siadałem przed komputerem i oglądałem fotki z lat minionych. Wracając pamięcią do wczesnojesiennych wypraw. Zadziwiające jak łatwo mogę przywołać je w pamięci...

Parę lat temu, chyba ze 3 albo 4, zrobiliśmy z Jarkiem Wysockim(Jego pomysł i organizacja) szaloną wyprawę do Szwecji. Właśnie we wrześniu. Pomysł był taki, żeby pojechać i połowić na nieznanych niedużych jeziorach, jeziorkach szweckich  i na rzece Göta älv. Generalnie okolice Göteborga. polecieliśmy tam samolotem.
Nocleg i bazę wypadową mieliśmy nieopodal miejscowości Kungälv. U znajomych Jarka, przesympatycznego małżeństwa Polaków mieszkających w Szwecji już ładnych parę lat. Uroczy domek położony na prowincji, w dosyć odludnym miejscu.



Skromny, mega przytulny, otoczony skałami i lasem. Cudne, odprężające miejsce. Mógłbym tak mieszkać i żyć...
Dzięki uprzejmości Doroty i Janusza dostaliśmy do dyspozycji samochód, Nissana Juke-a.
Fantastyczny samochód do jazdy po szweckich drogach, tych asfaltowych i tych szutrowych. Sprawdził się absolutnie. 

W Szwecji byłem już kilka razy, ale pierwszy raz na jesieni. To co mną wstrząsnęło, to niesamowita ilość grzybów!! Prawdziwki, podgrzybki.... były wszędzie.

Nie mogliśmy się powstrzymać.... Zbieraliśmy, zbieraliśmy, zbieraliśmy......
Przez trzy czy cztery dni jedliśmy na obiad grzyby przyrządzane w każdy możliwy sposób... Do momentu, w którym już nie mogliśmy na nie patrzeć. 
Wieczorem, siadaliśmy z mapą i wyszukiwaliśmy nowe łowiska, które czekały na odkrycie.
Przemieszczając się po tym regionie Szwecji czasami widywaliśmy niesamowite, abstrakcyjne widoki...

Taki trochę ,,pink folydowy,, klimat.... 




Przez tydzień przejechaliśmy około 3500 km. Odwiedziliśmy mnóstwo niewielkich jeziorek. Takich śródleśnych perełek. Tajemniczych i trudno dostępnych.



Poruszaliśmy się często w trudnym terenie. Gęste, ciemne lasy. Ostre skaliste garby. Niebezpieczne grzęzawiska...





A co z rybami???? Pierwsze dni to była mordęga. Przez trzy dni nie mieliśmy kontaktu z rybą.... Coś niewyobrażalnego!! W Szwecji??!! Tak, tak moi drodzy....
Okazało się, że po mimo niesamowitego uroku i bogactwa wody, nie wszystkie akweny są obfite w ryby. Wiele z tych leśnych jeziorek jest dosyć jałowe pod względem fauny i flory. Trudno powiedzieć, czy to z powodu odczynu wody, czy z charakteru położenia danego akwenu. Koniec końców, nauczyliśmy się rozpoznawać takie ,,martwe,, akweny i nie tracić czasu na ich eksplorację.
Po trzech dniach nastąpił przełom! Pierwsze ryby nie grzeszyły rozmiarami ale za to ich kolory....


A potem worek z rybami się rozwiązał... Przyłożyliśmy się do kilku trochę większych akwenów, co dało efekt w postaci większych ryb.


Szczupaki ,które łowiliśmy z brzegu nie przekraczały 85 cm ale były niesamowicie waleczne i atakowały przynęty z niesamowitą furią!
Takie zatoki okazywały się wspaniałymi miejscówkami.

Stołówkami pięknie ubarwionych drapieżników.

Jak wspomniałem na początku, naszym celem była również rzeka  Göta älv. Przepiękna rzeka. Z licznymi odnogami, czystą, przeźroczystą wodą, kamiennymi rafami.


Główne koryto jest głębokie i w górę rzeki bez problemu wpływają całkiem spore statki. Niemal wszystkie mosty na rzece są mostami zwodzonymi a taki widok jak ten poniżej, jest absolutnie wpisany w codzienne życie aglomeracji położonych nad jej brzegami.
Nie dane nam było jednak przyłożyć się do łowienia na tej pięknej rzece. Z wędką spędziliśmy nad nią dosłownie parę godzin. Jedynym efektem było złowienie przeze mnie, na obrotówkę nr 4 niewielkiego(około 35 cm)...jazia. Trochę szkoda. Rybostan tej rzeki jest naprawdę imponujący. Szczupaki, okonie, jazie ,klenie, bolenie, no i......łososie i trocie, które wpływają z Bałtyku, ciągnąc w górę rzeki. Trudna technicznie rzeka ale potencjał ogromny. Poświęcenie jej trochę więcej czasu przyniosłoby zapewne niezłe efekty.

Jeden dzień naszego jesiennego pobytu w Szwecji spędziliśmy trochę inaczej. Wyłamaliśmy się z naszej przyjętej zasady wędkowania z brzegu. Dzięki uprzejmości kolejnego, naszego rodaka mieszkającego i pracującego tam na stałe, mieliśmy okazje powędkować z łodzi na jeziorze Anten.




 Spore, mocno urozmaicone jezioro. Szczupaki, okonie i...sandacze, które łowią Szwedzi z trollingu.

Skupiliśmy się na tych pierwszych. Jakby to Wam opisać..... To był mój(nasz) ,,dzień dziecka,,!!
Przez cały dzień złapaliśmy 20-30 szt. szczupaków.....na głowę!!!! To było jak sen....Wielkość ryb w przedziale 60-80cm.
Im mocniej wiało, tym lepiej i agresywniej brały szczupaki. Zatoki z trzcinowiskami, podwodne łąki..bankówki.
 Wybaczcie...nie będzie tu zdjęć złowionych wtedy ryb. Nie było na to czasu... W momencie gdy tylko wiatr przybierał na sile zaczynał się amok. W wodzie i na łódce...
Zmierzch przyszedł szybko, bo czas w takim dniu jakby przyspieszał i nie da się człowiekowi długo cieszyć takim cudownym stanem.

To było niewiarygodne....

Nazajutrz trzeba było się już pakować i myśleć o powrocie. Ostatni dzień przeznaczyliśmy na relaks.
Rano przy pięknej pogodzie wsiedliśmy do samolotu. Trafił nam się pilot z aspiracjami na myśliwca hehehe. Przy starcie silniki ryknęły pełną mocą już na drodze do kołowania! Zakręt na pas pokonaliśmy w iście rajdowym stylu, z piskiem opon a zaraz po oderwaniu się od pasa i nabraniu wysokości pan kapitan położył samolot w przepięknym, ostrym zakręcie! Co na pokładzie zostało przyjęte wesołym ,,Oooooo!!!!,, i pozwoliło na zrobienie kilku super fotek...

  Göta älv z góry. Widać ujście do Bałtyku...



A to nasza Wisła i wpadająca do niej Bugo-Narew...
Przy lądowaniu też było super! Hamowanie zaraz po dotknięciu kołami ziemi powiesiło nas mocno na pasach. Przyjemny, wesoły lot. 

Koniec wspominania.... Jest 1.00 w nocy, za oknem wieje i pada, w głośnikach kończy się nowa płyta ,,Grabaża,, i spółki... Czas spać, może we śnie znów przemierzać będę odludne zakątki Szwecji....


Do następnego razu.

Straszydło.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz